Andrzej był kierowcą ciężarówki i gitarzystą z duszą rockmana. Żył na własnych warunkach, lubił drogę i dźwięk wzmacniacza rozkręconego do jedenastu. Twardy z zewnątrz, miękki dla tych, którzy naprawdę go znali. Najlepiej czuł się nocą – za kierownicą, pod sceną, albo w garażu z gitarą na kolanach.
07/05/1980
Radom
Andrzej Wróbel urodził się 7 maja 1980 roku w Radomiu, w rodzinie o kolejarskich tradycjach. Od najmłodszych lat bardziej fascynowały go jednak koła niż tory — najpierw rower, potem motorower, a w końcu ciężarówki, które stały się jego pasją i sposobem na życie. Zawsze powtarzał, że kocha dźwięk pracującego silnika; twierdził, że wtedy czuje się naprawdę wolny.

Skarżysko-Kamienna
W wieku 15 lat założył swój pierwszy zespół — „Łomot Systemu”. Grali w piwnicy u kumpla, wzmacniacz był pożyczony, ale marzenia własne. Andrzej grał na gitarze elektrycznej, której gryf naprawiał taśmą izolacyjną.
05/08/1999
Po skończeniu szkoły zawodowej zrobił kurs na prawo jazdy kategorii C+E. Pierwsza trasa: z Piotrkowa do Monachium, w środku zimy, z zacinającym CB radiem i muzyką Metallica na kasecie. Od tamtej pory mówił, że „droga to najlepszy nauczyciel”.

01/01/2003
Rzeszów
Zamieszkał na stałe w Rzeszowie, choć i tak więcej czasu spędzał w trasie niż w domu. W garażu miał dwie rzeczy: gitarę Fender Stratocaster i stojak z kubkami z różnych stacji benzynowych Europy. W niedziele grał koncerty w lokalnym pubie, a czasem po prostu dla sąsiadów zza ściany.
09/09/2015
Przeprowadził się do Gdańska, „żeby w końcu mieć horyzont z wodą, nie z asfaltem”. Przez pewien czas pracował na trasach Skandynawskich – mówił, że kocha ciszę Norwegii, ale polskie stacje i tak mają lepsze hot-dogi. Zaczął też uczyć młodszego bratanka gry na gitarze — „żeby nie zgłupiał od TikToka”.
Radom
Choć większość życia spędzał w trasie, zawsze wracał do rodziny w Zamościu — do mamy, która robiła najlepszy bigos na świecie, i siostry Ewy, z którą mógł się pokłócić o wszystko i dalej pić herbatę. Miał też dwóch bratanków, których zabierał czasem na krótkie „kursy życia” — pokazując im silniki, akordy i jak rozpoznać dobre opony po dźwięku. Z bliskimi łączyła go cicha lojalność, bez wielkich słów. Zawsze mówił: „Nie wszystko trzeba mówić. Wystarczy być.”
Mark Knopfler – za dźwięk palców na strunach i to, że potrafił opowiedzieć historię jednym riffem, bez popisów. David Gilmour (Pink Floyd) – za solówki, które brzmią jak rozmowa z samym sobą. Tom Morello (Rage Against The Machine) – za odwagę, złość, i ten dźwięk „jak z kosmosu”, który Andrzej próbował naśladować za pomocą wiertarki i wah-wah. Neil Young – bo brudne granie też może być czyste, jeśli pochodzi z serca.
Posłuchaj nagrania
Andrzej gra "Made of tears"